Menu główne

Łatwy Zacier Kukurydziany

Zaczęty przez Juliusz Cezar, Sie 01, 2024, 01:31 PM

Poprzedni wątek - Następny wątek

Skorr

Jesli mozna krotko to sprobuje przydzielic rodzaje drozdzy do okreslonych psot :)

Jesli chcesz psocic zwykle cukrowki, to jak najbardziej drozdze pod marka
"Babunia" sa super i rewelacyjnie sie sprawdzaja.

Przy robieniu nastawow owocowych proponowalbym drozdze ze szczepow winnych
i tu np. Bayanusy sa rewelacyjne

Przy kombinowaniu ze zbozami, ziemniakami, maka czyli przy probach zacierania
najodpowiedniejsze beda gorzelniane ale i w takicm przypadku "Babunia"
robi swoja robote rewelacyjnie.

Co do ustalenia, hm... kazdy Psotnik w koncu dochodzi do wlasnych,
sprawdzonych sposobow :)

Pozdrawiam serdecznie

NiemaPicia

Witam przyjaciele.... jesli chodzi o łatwy kwaśny to u mnie najlepiej sprawdziły sie bayanusy są na prawdę dobre.

Na babuni nie robie bo nie widze takiej potrzeby. W koncu mamy tyle różnych drożdży przystosowanych wiec...

A z tym zacierem warto spróbować bo to dobre doświadczenia...

Pozdrawiam wszystkich

Ursus

a które z dostepnych na rynku drozdzy gorzelniczych polecacie?
skoro to nie maja byc drozdze turbo...Moze cos z serii Cobra?np. Cobra Pure?

Rusin

Zastanawiam się czy nie można odbierać do 60% a później włączyć mały refluks, żeby te 60% utrzymać?

Co o tym sądzicie?

Już niedługo będe mieć trochę czasu, żeby pobawić się kukurydzą. :D

Furtillo

Witam Panowie.
Trzymając się ściśle przepisu Juliusza na początku kwietnia nastawiłem trochę większy garnek na 5 kg cukru. Użyłem jako starter normalnych suchych drożdży piekarniczych. Od tego czasu poszło już dziewięć czy dziesięć przerobów (obecnie pracuje u kolegi) – ISTNE PERPETUM MOBILE – z samego serca po rozrobieniu wodą destylowaną do 63,5% zalałem już 15 litrową beczkę dębową i od 1 czerwca z tabliczką NIE DOTYKAĆ DO 1 CZERWCA 2011 postawiłem na bok.
Zawsze destylowałem od 75 stopni do 98 stopni dzieląc na trzy części. Część pierwszą i trzecią odlewałem na bok i na koniec zrobiłem ponowną ale pełną ratyfikację na kolumnie uzyskując ponad 10 l. 95%+
Powyższy przepis jest idealny na przerób cukrówki – nie potrzeba żadnych drożdży a wynik nawet bez kolumny i węgla jest rewelacyjny – super ekologiczny. Po prostu – sobota zasypanie cukru z 5 l pozostałością po przepędzeniu, do pełna czysta woda plus garstka wyjętej wcześniej kukurydzy, czekamy tydzień ściągamy:
a – metoda garnkowa około 5 l. 50 – 60%,
b – kolumna min. 2,5l 95%+
i ponownie cukier z 5 litrami pozostałości po pędzeniu woda do pełna – i za tydzień abarot.

Spawacz123

Można, ale trzeba co jakis czas pokręcać gałą,
żeby utrzymać temp. na głowicy 92 st.

Tarnished

Przeczytałem wszystkie posty w tym temacie i już nie wiem jak działać. :/

Przypuśćmy, że mamy około 20 litrów 3 zacieru do psocenia.
Wlewamy do gara i gotujemy na niespełna metrowym deflegmatorze z dość długimi pociętymi rurkami szklanymi w środku.
Czy gotujemy raz i zbieramy wszystko od góry do 60%, rozrabiamy do 45% i wlewamy do beczki dębowej.

Czy też najpierw gotujemy i zbieramy wszystko aż do 20%, zbieramy destylat z kilku gotowań i gotujemy drugi raz zbierając do 60%? I dopiero wtedy rozrabiamy do 45% i zamykamy w beczce?

Rozumiem, że są różne "techniki", ale jaka jest najbardziej odpowiednia dla tego przepisu?

Generalnie można jeszcze włączyć małą rektyfikacje, ale 60% przy powolnej destylacji potstill smakuje inaczej, niż 60% przy szybszej a z małą rektyfikacją. Ta druga bardziej zajeżdża już "syfem".

Gawron

Witam Panowie.

Z dostępnych postów, oraz Internetu raczej ja zrobiłem to z jednego ciągnięcia. Całość dzieliłem na trzy części
a) 95-80% do ponownej ratyfikacji,
b) 80- 55% zasadniczy do leżakowania, najleprzy posmak
c) 55- 20% do ponownej ratyfikacji.

Części B uzyskałem około 10l. – rozrobiłem do 63,5% (czytałem że im mniejszy procent tym lepiej leżakuje i nabiera barwy smakowej nasz produkt, jednak leżakowanie ,,zabija" również procenty. W kilku miejscach spotkałem się z ,,złotym środkiem" właśnie 63,5%. Teraz pytanie ile czasu ma leżakować – ja założyłem minimum 2 lata, a jak poleży więcej też nic się nie stanie, z drugiej strony 15l wysiorbać to też trzeba, jest duża szansa że poleży dłużej.
Część A i C – (niewielką część tego spożyłem) jeszcze raz przeciągnąłem na kolumnie z pełnym refluksem uzyskując czysty destylat 95+ jednak zabijając prawie cały posmak destylatu.

Piotrek

A co sądzisz o tym żeby ten do leżakowania zasadniczego ciągnąć od 85% do 60%?? Ja już to przepuszczałem raz i jakoś to mi najbardziej pasuje, chociaż ja jakimś znawcą nie jestem. Nie wiem czy warto ciągnąć aż do 55%, bo ja już wyczuwałem poniżej 60% jakieś "smrodki". Generalnie zastanawiam się jeszcze czy tych powyżej 85% nie można dodawać do kolejnej destylacji produktu? A tylko "pogony" na rektyfikację?
Pozdrawiam Cię i czekam jeszcze na jakieś rady w tym temacie :)

A jeśli chodzi to ten "złoty środek" - 63,5% to jakoś to do nie nie przemawia :P
Ja mam W beczce około 7litrowej Calvadosa 50% i przez pół roku wypił mi 1 literka :/ Jakaś masakra... Musze chyba to niedługo do butelek przelać, bo wszystko wyparuje. Morał z tego taki, że im mniejsza beczka tym więcej procentowo płynu ubywa ;/

Jiskra

Chciałem tylko nieśmiało dodać, że ja również (3dni temu) wstawiłem swój "nastaw" wg przepisu Juliusza i jak dotąd bąbelkuje aż miło. Będę informował na bieżąco o postępach. :)
Jedyne odstępstwo  jest takie, że użyłem drożdży winnych (bayanus).

NiemaPicia

Wasze pytania odnośnie cięć wskazują, że docieramy do sedna 'tworzenia' trunków - czyli osobistego gustu i tu - zbliżając się do tajemnic arkan sztuki - oddalamy się od Swoich osobistych doświadczeń.
Każda gorzelnia (wiskernia) ma swojego mistrza gorzelniczego, który ma swoje tajemnice.

Moje dochodzenia doprowadziły mnie w różne zaułki cięć, odbierań, mieszań itd.

O ile te cyferki w granicach 80% - 60% są dość bliskie 'ideału' o tyle wiem, że mistrzowie doszli do swych osobistych proporcji (cięć + mieszań) poprzez początkowe odbieranie (DRUGIEGO lub i trzeciego) destylatu małymi ilościami (np. po 1/15) końcowego destylatu, (więc mieli przykładowe 15 porcji) i następnie mieszali je smakowo/aromatowo. Czytałem, że w niektórych wypadkach mieszano nawet maleńkie ilości cięć z granic 40%-30%!!!.

We wszystkich tych porcjach jest coś, co może wpłynąć na końcowy wynik jakości trunku.

Porcje z granic powyżej 80% mogą być używane do mieszania (np około 83%). Podobnie 'odkładanie' do leżakowania porcji poniżej 50% nie jest raczej praktykowane. Te frakcje dodawane są do kolejnych gotowań, kolejnych fermentów i tu nasuwa się kwestia tego 'trzeciego gotowania'.

Pamiętajmy, że zacier z kwaszonej kukurydzy nie jest klasyczną metodą produkcji whisky - prawdziwa metoda to zakiełkowanie kukurydzy (słodowanie). Nasz kwaśny zacier to jakby skrót. Zgadzam się, że wyniki są bardzo miłe po odleżakowaniu.

Bardzo mnie cieszy, że opisana metoda Wujka Jessie znalazła zainteresowanych następuje jednak moment, w którym w ostatecznych decyzjach pozostajemy sami - bo tu rolę gra nasz osobisty smak i gust.

Nie znaczy, aby nie porozumiewać się, bo to daje informacje nam wszystkim i mnie też.?

Wuj Jessie mieszka w USA, tam jest też inna, bardziej popularna kukurydza (maize). W Kraju jest inna i w Australii inna. Ja, każde Wasze doświadczenie biorę pod uwagę i już wiem, że australijska kukurydza wymaga zawężenia/przesunięcia cięć do: 85% - 60% (nie niżej) niżej jest wyraźny smrodek siarkowy.

Mam nadzieję, że któryś z Was, kiedyś tam w dalekiej przyszłości 'zaskarbi' jakąś krzynkę tej właśnie łyski i będzie miał, choć jedną butelczynę na czas, kiedy znów odwiedzę nasz kochany Kraj - wtedy Was powiadomię i kto wie np. odwiedzę i będzie paskudny wstyd, gdy zabraknie Wam kieliszeczka dla mnie...

"Jessie" nie jest łatwy do produkcji. Miałem tylko dwie porcje z 35kg kukurydzy, które były warte zachowania. Coś się stało (obce bakterie w tym ciepłym klimacie?) i musiałem odgonić resztę na spirytus...


Cheers!

Piwko

Mały dodatek z obserwacji... trzecie gotowanie pozostałości po 'kukurydziance'.

Tydzień temu zlałem razem 'gorsze' przedgony i wczesne pogony z kukurydzy. Dodałem wody do 45%.

Odebrałem części: 90% - 85%; 85% - 75%; 75% - 65%; 65% - 55%; 55% do końca.

Widać z tego że miałem pięć cięć z kociołka.

Każde z tych cięć rozrobiłem do 40% i po paru godzinach testowałem językiem i nosem.

Cześć 95% - 85% posiada lekkie walory whiskey ale jest bardzo agresywna, ostra, w zasadzie brak 'oleistości' - ten specyficzny charakter whiskey - znaki goryczki.

Część 85% - 75% jest b. dobra, już lekko słodkawa, 'oleistoć' wyraźna, brak aromatu i wyraźnego smaku tego lekkiego kwasku...

Część 75% - 65% podobna do poprzedniej ale jest słodsza i lekko kwaskowa jest wyraźny posmak 'oleistości' i ładny zapach burbonowy.

Część 65% - 55% zaczyna pachnieć fuzlami ale ciągle można ją użyć do domieszania, Znika słodkość i kwasek w smaku pozostają aromaty.

Poniżej 55% niemiłe - do kolejnego destylowania aby złapać alkohol na np. spiryt.

Z tego co zaobserwowałem (dane wyżej) wynika, że z tego nastawu (trzecie gotowanie pozostałości), w drugim gotowaniu powinniśmy się koncentrować na częściach poniżej 85% (nie zaszkodzi oddzielić części 80% - 55%) aby mieć najlepsze rezultaty. Jeśli decydujemy się gotować dwa razy, robić to należy wolniej i delikatniej.

Bardzo ważny wpływ ma odczekanie z gotowym trunkiem, z dodanym dębem pieczonym minimum 1 miesiąc - dłużej definitywnie lepiej.

Pamiętamy, że whiskey wysokiej jakości leżą lata. W tym czasie ginie ta 'agresja' i powstają nowe estry (piękne zapachy jak mawiał mój prof. chemii na polibudzie).

Proces 'Jessie' przerwałem wiele miesięcy temu (były powody inne) ale definitywnie zaczynam po świętach.

Napiszę co i jak.

Juliusz.
ps.
Wiem, wiem pomyślicie, że czekanie, miesiące, lata... dęby...

Dla bardziej niecierpliwych (w tajemnicy!) - część 75% - 65% można cichutko, 'przez pomyłkę np.' odstawić i część (po rozcioenczeniu do 40%) posmakować w kilka godzin po psoceniu. Ten akt nazwę psoceniem drugoplanowym przez pomyłkę... ale pamiętajmy, że 'kradniemy' samo, czyste serce... :oops:

zigzak

Witam.
Juliuszu , poświęć się proszę , spróbuj i opowiedz o swoich doznaniach względem your sour mash whiskey ? Ponieważ zżera mnie ciekawość.

Wtyczka

Witam.
Mam problem z nastawu wg. przepisu, Juliusza "Łatwy Kwaśny Zacier Wuja Jessie", mianowicie
po drugim przegonieniu i zasypaniu cipsami dębowymi po około 3-4ech dni jest intensywny smak piekący ,
goryczkowaty podobny jak przy śliwowicy.
Co robic?? :help: , czy ktoś już miał cos podobnego??
Dodam ze po pierwszej desty. było superr.

Shatari

Aby ustosunkować się do Twojego pytania muszę mieć więcej informacji.

Metoda 'Wuja Jessie' polega na rozpoczęciu procesu fermentowania/zakwaszania zacieru i kontynuowaniu go aż kukurydza wyczerpie się - za każdym razem po skończonej fermentacji odbieramy pływające na powierzchni ziarna kukurydzy aż (w procesie podstawowym) nie pozostaną żadne ziarna.

Pierwszy nastaw - początek - nie nadaje się do zbierania jako materiał na whisky bo nie było w nim dunrdu, dodanego z poprzedniego destylowania tego nastawu. Ten nastaw należy użyć na wódkę/spirytus.

Pytania:
1. Z ilu pierwszych gotowań cyklu masz końcowe drugie gotowanie na whisky?
2. Jak odbierałeś frakcje z drugiego gotowania? Jakie proporcje (z jakich temperatur) użyłeś do ostatecznego zmieszania?
3. Ile chipsów (na litr) i jakich (pieczone, lekko pieczone, niepieczone) dodałeś?

Wstępnie mogę zasugerować, że do ostatecznego trunku odebrałeś frakcje, które są zbyt agresywne. Miałem taki przypadek. Zbyt oszczędne odbieranie powoduje, że w ostatecznym trunku pojawiają się frakcje, których tam nie powinno być.

Przepis 'Wuja Jessie' NIE JEST 'poprawnym' przepisem na whiskey, jest jakby kompromisem, w którym nie trzeba słodować ziarna kukurydzy (kiełkować i przerywać kiełkowanie w danym momencie, suszyć, wygotowywać). Słodowanie jest dość skomplikowanym procesem, wymagającym czasu, urządzeń i obserwacji i dlatego "Łatwy... Wujka Jessie".

Czekam na info.

Tags: